Autor Wiadomość
Młody
PostWysłany: Śro 3:44, 22 Cze 2022    Temat postu:

Powyższą bajkę, a właściwie jej streszczenie (bo swoje "wytwory" zaczynam od skrótu, resztę może dopiszę) pisałem łącznie 7godzin i 22 minuty, pisane po codziennych zajęciach.
Spróbujcie i Wy, polecam, wspaniała zabawa. Chętnie przeczytamy.
Młody
PostWysłany: Wto 22:47, 21 Cze 2022    Temat postu:

Zakończenie książki

W rzeczy samej, Sułtan myślał o czymś innym. Zależało mu głównie na uzdrowieniu potomka Safanduły. Nie do końca wierzył, że przyspieszone starzenie się jest nieuleczalne, nie do zatrzymania i nieodwracalne. Intuicja podpowiadała że leczenie ma posmak metaforycznej antygrawitacji. Trzeba zneuralizować proces antybiegunowym zachowaniem i zwyczajowością. Miał kilka wariantów terapii i był gotów je wprowadzić w życie, powieważ były bezpieczne i nieinwazyjne. Adela była zachwycona pomysłem uzrowienia swego, jak go nazywała już od jakiegoś czasu, Jaśka. Jednak rzeczony Jasiek nawet ich, czyli Adeli i Sułtana, na ten czas, nie znał. Nie wiadomo też, czy znał swego ojca i czy był nim Safanduła. Jasiek jednak nie prożnował, często pojawiał się w programach telewizyjnych jako weteran wojny. Adela też nie zamierzała się ociagać. Zabrała zdjęcia z czasów sprzed epidemii, gdy byli razem z Safandułą i pojechała do telewizyjnej redakcji. Tam przedstawiła wszystko po kolei, jak to było z Safandułą, jak uzdrawiala ludzi, jak spotkali Jaśka na wózku inwalidzkim, jak mogłaby spróbować go leczyć. Nie wspomniała tylko o kocie Sułtanie, który był właściwie głównym lekarzem. A pomysł wyleczenia Jaśka polegał na tym by zamienić wyzwiska i klątwy, które on rzucał na lewo i prawo w koncert życzeń prowadzony publicznie. Życzeń, które prawdopodobnie spełniałyby się, podobnie jak uprzenio spełniały się klątwy. Jaśko zaakceptował pomysł, piękne życzenia spełniały się, a proces starzenia odwrócił się i Jaśko odzyskał młodość i rodzinę. A o kocie Sułtanie opowiadano legendy, bo był tego wart.

To były skróty mojej bajki.
Jak się czytało?
Młody
PostWysłany: Pon 21:40, 20 Cze 2022    Temat postu:

Kontynuacja książki, fragment 9

Nie przycichły jeszcze echa epidemii, a wybuchła wojna. Jak wcześniej wspominałem wcześniej, na planecie było tylko jedno państwo, a rządzily nim dzieci. Wojna więc toczyła się między podwórkami (ówczesna forma partii politycznej). Podwórka były wyposażone w nowoczesną broń przypominajacą roboty owady, jak przykład straszyk plujący paraliżujacą plazmą, śmierdzący wtyk rozpraszający gazy biologiczne, dron zawisak nękający akustyczną antygrawitacją itp. Media prześcigaly się w prezentowaniu bohaterów i tchórzów. Kiedy Alela, razu pewnego, pichciła coś na kolację, usłyszała, dochodzący z  telewizora glos Safanduły. Szok nie odebrał jej przytomności umysłu, poczłapała do ekranu. Bardzo podobny do Safanduły osobnik, siedząc na wózku, rzucał szkaradne wyzwiska na swych wrogów, kończąc zaklęciami, które jak twierdził były skuteczne na określonym dystansie. Siał zatem popłoch i spustoszenie w armii wroga. Przykładowo brzmiało to tak: "wy skur...syny, pojeb...ce, łachmyty, oby wam się ogniste trąbki na wieki zasklepiły i w kosmos was wypier...liły" i tak się działo. Albo też tak: "zasra..ce, oby was pierdź...waty gaz do snu wiecznego utululił" co też się spełniało. Prawdopodobnie był to syn Safanduły i choć poważnie chory stał się niebawem największym bohateram, który doprowadził do ostatecznego zwycięstwa. Przyczyny wojny nie były nikomu znane, a napewno nie były istotne, podobnie jak w dzisiejszych międzypartyjnych rozgrywkach. Rzeczą zastanawiającą był jednak fakt, że klątwy potomka Safanduły okazywały się nad wyraz skuteczne, w przeciwieństwie do braku takich skuteczności u jego ojca. Zyskał on nawet bohaterski przytomek Rozpierdzielucha, bo przegnał on podwórkową armię wroga na cztery wiatry. Kot zaś ze stoickim spokojem przyglądał się wydarzeniom, bo niczego innego nie oczekiwał.
cdn.
Młody
PostWysłany: Nie 23:21, 19 Cze 2022    Temat postu:

Kontynuacja książki, fragment 8

Tajemnica powoli zaczęła się wyjaśniać, kiedy kot ujawnił, że jego wizja dotyczyła niedalekiej przyszłości i dotyczyła chorego na wózku inwalidzkim i rodzaju jego dolegliwości. Była to choroba, polegającą na przyśpieszonym procesie starzenia się. Było jasne dla nich obojga, to znaczy Adeli i Sułtana, że odwrócić tego procesu się nie da, można go jedynie próbować go spowolnić. Adela próbowała odnaleźć chorego, infiltrując środowisko medyczne ale nikt tego przypadku nie mógł ani opisać, ani zlokalizować. Docierały do niej tylko zdawkowe informacje. Dziwne było jednak to, że chory po zestarzeniu się miał wyglądać jak, odeszły w wyniku epidemii, stary Safanduła. Wizjonerstwo kota sięgało bowiem także obrazów z przyszłości. Atoli dzieje Safanduły, ze względu na możliwe, z kolei w przeszłości kontakty i pozostawione potomstwo stały się wiec zagadkowe. Tym niemniej odnalezienie tajemniczego potencjalnego pacjenta okazało się niemożliwe. Przepadł jak kamień w wodę. Niebawem jednak, to znaczy nie tak zaraz, a dopiero po około trzech latach zdarzyło się coś niezwykłego.
cdn.
Młody
PostWysłany: Sob 22:11, 18 Cze 2022    Temat postu:

Kontynuacja książki, fragment 7

Skoro było, w związku z epidemią wiele rozdzielonych przyjaźni, planetanie i magellanie wzajemnie tęsknili za sobą, tak jak się tęskni za tymi, co już odeszli. Wróżka, ochrzczona Adelą, również tęskniła za swoim towarzyszem, dziadem zwanym Safandułą, który co prawda był jej tylko ciężarem ale potrafił wymyślać szpetne zaklęcia, co prawda całkowicie nieskuteczne, do których zdążyła się przyzwyczaić, a nawet je polubić. Zaś mieszkajacy na obłoku Magellana, Safanduła płakał na wspomnienie mądrych oczu Adeli i jej przemruków z kotem, z których nic nie rozumiał, choć uważał za przyczynek ku ratowaniu ludzkości. Kot Sułtan, choć nie lubił Safanduły rozumiał i współczuł Adeli i cierpliwie wysłuchiwał wspomnień staruszki. W czasie jednego z wieczormych spacerów kota i Adeli z naprzeciwka zbliżał się do nich wózek inwalidzki pchany przez robota. Kiedy wózek był już blisko nich, kot zjeżył się i wyginając grzbiet prychnął, co w kocim jezyku miało znaczyć: "rany boskie kogo ja widzę". Na to Adela kocim slangiem zapytała: "co się stało". Na co kot: " nic, nic, to tylko jakieś zwidzenie" , po chwili jednak dodał: " toż to, za niedługo będzie, nie kto inny jak nasz Safanduła". Adela nie od razu pojęla. Na prośbę o wyjaśnienie nie otrzymała od kota żadnej odpowiedzi.
cdn.
Młody
PostWysłany: Pią 22:24, 17 Cze 2022    Temat postu:

Kontynuacja książki, fragment 6

Zaś na rodzimej planecie życie kwitło w spokoju i harmonii. Ale ale, pora wyłonić jedną z bohaterek książki. A była nią sympatyczna i życzliwa wróżka, starowinka, która pomogła wielu ludziom w odnalezieniu sensu istnienia, a pozostałym w pogodzeniu się z jego bezsensem. Uznano ją tedy za źródło uzrowień oraz dar odzyskiwania równowagi umysłowej i biologicznej. Cieszyła się zatem mirem i estymą. Nikt jednak nie wiedział kto lub co nauczyło ją sposobu przekazywania uzdrawiającej harmonii umysłom i ciałom cierpiących ludzi. Niektórzy z was zapewne się już domyślili, kim była ta istota. Tak tak, to był kot o imieniu Sułtan. Ktoś powiedziałby, że imię to nie pasuje do pospolitego umaszczenia i skromnej postury tej istoty. Sułtan jednak był niezwykły, był wnikliwym obserwatorem, czytał jednocześnie z ust i twarzy, gestów, zapachów, zachowania, stylu mówienia, sposobu poruszania się i zdolności posługiwania się wyobraźnią. Widział choroby i słabości, talenty i ułomności. Doskonale wyczuwał mechanizmy udzielania możliwej pomocy i chemię zwalczania dolegliwości. O tym całymi godzinami rozmawiał ze starą wróżką, językiem starczo-kocim, którym jak sami się domyślacie posługiwać się mogli wyłącznie koty i wybrani przez nich starzy ludzie.
cdn.
Młody
PostWysłany: Czw 23:22, 16 Cze 2022    Temat postu:

Kontynuacja książki, fragment 5.

Wygnani zarazą byli zszokowani urokiem nowej siedziby, bowiem warunki pozwalały im swobodnie oddychać i odżywiać się mnogością i bogactwem flory i fauny. Wszystko co prawda było inne ale dostowane do nowoprzybyłych. Mimo swojej aspołecznej postawy mogli urzeczywistniać swoje potrzeby w zakresie sztuki, nauki oraz wyuzdanych i perfidnych fantazji. Planeta w obłoku Magellana była podejrzanie gościnna dopóki nie okazało się, że jest już od dawna opanowana i zarządzana przez olbrzymy dokładnie takie same jakie niegdyś zamieszkiwały wyspy Wielkanocne. W inteligentniejszych przybyszach zakiełkowała myśl, że czeka ich powtórka z rozrywki. I tak też się stało, ich los był przesądzony czyli wszystko będzie się toczyć tak samo jak w czasach prehistorycznych, dopóki sami nie stworzą warunków podobnych tym, jakie pozostawili na rodzimej planecie. Olbrzymy zatem podpowiadały im co mają robić, uczyły jak to robić i wykorzystywały jako siłę fizyczną. Aby poskromić jakiekolwiek zapędy nieposłuszeństwa zmuszały przybyłych do oddawania sobie należnej czci. Tak przebiegała edukacja prospołecznej postawy. Dobrze dobrze, ktoś powie ale to doprowadzi do tego co już było, czyli nastąpi ewolucyjne cyklenie, bezlitosny obłęd, degradacja i rozwój i tak bez końca.
cdn.
Młody
PostWysłany: Czw 0:02, 16 Cze 2022    Temat postu:

Kontynuacja książki, fragment 4

Niednokrotnie, zwłaszcza nocą unosiły się w różnych pozach, świetliste zjawy, naznaczonych epidemią ponad ulicami, parkami, domami, chłopskimi zagrodami. Próżno by stawiać przeszkody czy szczelne zadaszenia, zarażona, bezwładna mumia przenikała wszelkie osłony i niewiadomo czemu w poświacie, snuła się pionowo, coraz wyżej i wyżej, unosząc całą siebie wraz z głupią miną skarconego nieszczęśnika. Roboty natychmiast dostały zadanie zbadania sposobu przenoszenia się epidemii transportacji na oblok Magellana. Okazało się jednak, że kolejność pandemicznej emigracji była z góry ustalona, od najwiekszego zera, w aspekcie przydatności społecznej do zera najmniejszego. Użyteczni i efektywni społecznie nie mieli się czego obawiać. Wszelkie kanalie i parszywe owce były jednak serdecznie żegnane i zaopatrwane na zesłańczą podróż. Co z tego, że dawano im różne pomocne do przetrwania narzędzia i pieniądze, bo już na starcie wszystko to wylatywało im z rąk, a rzeczy prztroczone sznurami rozplątywały się i pozostawały na miejscu.
I tak, na wpół zdegenerowana społeczność została precyzyjnie oczyszczona z pasożytów i łazęg.
cdn.
Młody
PostWysłany: Wto 23:25, 14 Cze 2022    Temat postu:

Kontynuacja książki, fragment 3.

Jeden z przemądrych wybrańców, który nawet sypiał udając jenota, zwany był w uznaniu zasług dla spoleczeństwa Czystą Ściemą, a dla przyjaciół po prostu i tylko Jenotem. Kiedy po przedawkowaniu przemawiał do ulicznego kanału odpływowego, swoim szaro burym bełkotem, nagle usłyszał spod ziemi przestrogę dla ludzkości "niech was ch.. strzeli i przeniesie na obłok Magellana". Przyobiecał tedy sobie, że będzie głosił tę złotą myśl, ku przestrodze i zbawieniu świata. Dzieciaki, jako klasa rządząca z wiekim szacunkiem odniosły do słów proroka Jenota, nawet ci, którzy jeszcze nie rozumieli słowa na ch. Niebawem dziać się zaczęło. Wybuchła epidemia. Artystka spirytystka zwana Stare Monstrum podczas nudnej orgii poczęłła unosić się, najpierw oderwawszy się od wciąż jeszcze kopulującego partnera, potem nad łąkami i polami, potem nad chmurami, potem wśród gwiazd i czarnych dziur, aż ostatecznie zaległa na obłoku Magellana. Tak, tak to był początek Magellańskiej epidemii.
cdn.
Młody
PostWysłany: Wto 7:46, 14 Cze 2022    Temat postu:

Kontynuacja nieznanej książki

Największym przestępstwem w tej społeczności było zanudzanie innych. Było to surowo karalne. Nawet gdy ktoś powtarzał swoje lub zasłyszane w mediach zdanie uznawano to za przejaw ograniczenia i ogólnej niedyspozycji i traktowano wzgardliwym uśmieszkiem. Miłość też traktowano jako archaiczną, chroniczną przypadłość. Tolerowano ją, nawet w miejscach publicznych i odnoszono się do niej z poblażliwością ale na widok kopulujących par ostentacyjnie ziewano, machano despracko ręką lub w inny sposób okazywano znudzenie. Zdarzało się czasem, że za długi i monotonny publiczny stosunek seksualny wlepiano mandat, niejako za machalne przynudzanie przechodniów. Kary w tym państwie, jedynym zresztą na ziemi, były prymitywne i przypominały prehistoryczny pręgierz czyli publiczne szczypanie lub publiczne ciągnięcie za włosy lub publiczne podkładanie nogi. Były też i inne kary, surowsze ale o tym potem.
cdn.
Młody
PostWysłany: Wto 0:02, 14 Cze 2022    Temat postu: Dzieła nieznane i znane, nieco poplątane

W książce było tak, że dzieci rządziły światem. O dziwo, robiły mniej glupstw niż dzisiaj dorośli. Wszyscy dorośli zaś uważali się za artystów i bezustannie tworzyli dzieła sztuki, a to przedstawienia teatralne i uliczne, a to gigantyczne rzeźby, a to bazgrali obrazy, których przesyłania i sens trudno było odgadnać. Często też dyktowali swe pomysły literackie telefonom lub robotom, które je poprawiały, redagowały i przechowywały. Ci, którzy uważali się za najmądrzejszych chodzili na czworakach i przemawiali do mysich nor, mrówek i ślimaków. Panowało ogólne poszanowanie i tolerancja. Nauką zajmowały się wyłącznie roboty, które były tak tępe, że aż nieświadome swego istnienia, za to genialne w sferze zgłębiania abstakcji i użytecznej wiedzy. [/b]

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group